O TWÓRCY

Marian Czapla o malarstwie

Nie oddaję wiernie natury, ale poprzez studiowanie postaci ludzkiej, jej anatomicznych konkretów, oddalam od siebie niebezpieczeństwo popadnięcia w pułapkę pustej malarskiej maniery. Odwoływanie się do realiów nie pozwala mi na kokietowanie formalną urodą obrazu. Zaczepiając się o rzeczywistość dążę do stworzenia w niej nowego ładu. Podobnie postępowali Mondrian, Matisse, czy jeszcze bliżsi mi od tych artystów Picasso oraz Rouault. Jednak nie sądzę, żeby zafascynowanie ich twórczością wywarło wpływ na moją pracę. Raczej czuję jakieś pokrewieństwo natur. Dużo wniosłem z własnych, młodzieńczych doświadczeń z obserwacji życia na prawdziwej wsi – stosunków międzyludzkich, rytmu życia, wiejskiego pejzażu. Pamiętam, jak silnym przeżyciem było dla mnie leżenie na strychu wiejskiej chałupy i obserwowanie spadających poprzez szpary w deskach dachu promieni wschodzącego słońca. Te strumienie światła były jak myśl o wszechświecie, ale i o człowieku, żyjącym gdzieś w nim z wysiłkiem, w cierpieniu, żmudzie codziennej pracy. Matka nauczyła mnie serdecznego , ciepłego stosunku do ludzi i pomimo wielu zmian, jakie zaszły w moim życiu,nie zatraciłem tego uczucia. Teraz, żyjąc w mieście i w mieście będąc głęboko zakorzenionym, staram się zachować pamięć o tamtych dawnych wrażeniach. Dostrzegam te miejskie sztafaże, oszustwa uśmiechów, pozory słów i ruchów – to czego pozbawiona jest ludność wiejska – lecz widzę, że w gruncie rzeczy natura ludzka pozostaje podobna. Dlatego maluję człowieka nagiego, bez odniesień do czasowych czy sytuacyjnych konkretów. Staram się, by to co robię, zawierało moje rozumienie biologii. Poprzez malarstwo docieram do prawdy stworzenia. Dzięki sztuce umacniam się w wierze. Tworząc, nie stawiam pytań ontologicznych – wydaje mi się, że mam tu jakąś pewność. Najbardziej nurtują mnie problemy egzystencjalne…
Uważam, że wymowa obrazu powinna być metafizyczna. Być może abstrakcja jest najbardziej uniwersalnym językiem plastycznym – jeśli oddaje kształt myśli, konstruuje pojęcie, symbolizuje materię. Ale moja ekspresyjna osobowość, mój temperament każą mi malować ludzkie figury. Niektórzy zarzucają mi zbytni patos. Lecz to dla mnie forma wyrażania emocji. Nawet, gdy robię abstrakcję , wyposażam ją w silną ekspresyjność. Dochodzę do niej drogą eliminacji, wyborów, oczyszczeń. Jednak u jej podstaw zawsze pozostaje przetworzony konkret. To daje mi najwięcej radości malowania. Jest przy tym prawdziwsze, bogatsze, silniej oddziaływujące na widza. Chcę, żeby moje malarstwo rozumiał każdy – nawet prosty człowiek, który wobec abstrakcji czuje się bezradny. W malarstwie dążę do uogólnień: niekiedy od konkretów dochodzę do form z pogranicza sztuki nieprzedstawiającej, innym razem w mniejszym stopniu zacieram czytelność, oczywistość kształtów. Korzystam przy pracy z modela, najpierw odtwarzając go dość szczegółowo, z zachowaniem charakterystycznych dla niego cechy, uwzględniając jego indywidualność, by w dalszych etapach twórczych odtwarzać z pamięci jego wygląd, coraz bardziej syntetyzując, upraszczając jego formę. Chodzi mi o uzyskanie jak najbardziej przekonującej wersji, jak najsilniej działającej wizji. Szukam ładu, sensu, ekspresji, posługując się tradycyjnymi środkami malarskimi. Przestrzeń w malarstwie pojmuję intuicyjnie. Traktuję ją na różne sposoby: organizuję przy pomocy figury ludzkiej, konstruuję formę krzyża. Często przeze mnie powtarzaną sytuacją jest stojący w oknie człowiek. W takim ujęciu postać ludzka sama mi się syntetyzuje, poddaje badaniom jak przedmiot, jak martwa natura. Okno, rama okienna – to pewien konkret, ale także rodzaj kadru, w pewnym ujęciu symbolizujący formę krzyża, ze światłem uintensywniającym kolory. Krzyż jest dla mnie znakiem wszelkiego cierpienia – lecz jednocześnie symbolem ładu, obietnicą radości. Wszystkie barwy, jakich używam mają dla mnie znaczenie: są kwintesencjami koloru. Czerń to niezwykła tajemnica, biel wyraża żałobę, błękit jest kolorem życia, czerwień – witalności. Ważne są też ich wzajemne powiązania oraz obowiązują kontur – żywa, zmienna, grająca barwą linia. Do malowanych przeze mnie tematów powracam dwadzieścia – trzydzieści razy. Wyciskam z nich wszystkie soki. Przerabiam, przemalowuję, poprawiam. W swych dawniejszych pracach dostrzegam jakąś płochość, która obecnie mnie drażni. Teraz jestem surowszy, bezwzględniejszy. Najważniejsze wydają mi się powody twórcze, nie uroda dzieła. Samo piękno jest puste. Jedynie istotne problemy czynią sztukę ważną, ponadczasową. Ilekroć patrzę na Pietę Michała Anioła, za każdym razem dochodzę do wniosku, że rzeźba zawiera w sobie wszystko, co można powiedzieć o ludzkiej egzystencji. Wieki, które upłynęły od momentu jej powstania, zupełnie nie umniejszyły jej siły wyrazu, w jaki została wyposażona…
Od dawna zbieram fakty, szkice, płótna – szykuję się do pracy nad nowym cyklem obrazu, który znów nazwę Ecce Homo – tak jak zatytułowałem dwa poprzednie cykle. Chciałbym, żeby obrazy same trysnęły mi spod pędzla, kumulując w paru gestach całe moje doświadczenia malarskie. Ale jednocześnie musze się mu przeciwstawić. Sztuka to stwarzanie wciąż na nowo jakiejś rzeczywistości, a zarazem – kreowanie siebie. Największą udręką artysty jest konieczność ciągłego niszczenia samego siebie…

Marian Czapla
M. Małkowska, Marian Czapla o malarstwie, „Integracje”, nr XXVI XI 1990

Jacek Woźniakowski

„… chciałbym zwrócić uwagę na jedną tylko cechę tej sztuki. Jest w niej jakby stałe napięcie między fizycznością zarówno świata przedstawionego, jak i samego dzieła – a chęcią zwalczenia tej pokusy, tego ciążenia, bez których przecież dzieła by nie było, a jednak człowiek – i może zwłaszcza artysta – wciąż musi owo prawo ciążenia przezwyciężać, żeby dzieło nie ugrzęzło w samych tylko smakach malarskiej materii lub w samej tylko delektacji pięknością lub zmysłowością ludzkiego ciała. Zarówno „barokowe” rysunki i obrazy Czapli (nazywam je tak wskutek dalekiego ich pokrewieństwa z młodzieńczymi rysunkami Cezanne’a wg rzeźb Pugeta i Michała Anioła, a także niektórymi obrazami Daumiera), budowane na lapidarnych, masywnych krzywiznach, jak też jego geometryzujące abstrakcje, które chwilami każą myśleć o de Staëlu – i jedne, i drugie są polem owego napięcia. Popstrzenie finezyjnej arabeski aktów czarnymi plamami czy kratami, to nie tylko ciekawy chwyt formalny, to jakby chęć destrukcji owej zmysłowości ludzkiego ciała, niszczenie z furią jego wściekłej (jakby powiedział Witkacy) fizyczności – ale niszczenie niezwykle owocne malarsko, bo dające jakby drugi wymiar pierwszej, spontanicznej emocji wobec urody świata i wobec wirtuozerii sztuki. Inaczej wygląda ów bunt przeciw fizyczności w geometryzujących niemal-abstrakcjach: tutaj świetlistość koloru ściera się z szorstką zgrzebnością innych partii płótna, a oscylacją między przelotnym krystalizowaniem się przedstawień jakby dosłownych, a z drugiej strony tym, co „spoczywa niezjawione” (to znów echo Leśmiana) daje obrazowi owo niezwykłe napięcie – napięcie jakby wysiłku woli, by nie dopuścić do rozsypania się formalnej i symbolicznej zawartości dzieła: jednych elementów w stronę naturalizmu, innych w stronę bezprzedmiotowości.”
„Co stanowi o jednolitości jego sztuki? Pewne cechy formalne – owa szorstka, niekiedy koślawa, zwięzła, masywna monumentalność, doskonała znajomość kształtu człowieka, ekspresyjne natężenie koloru (także czernie).Uderzając taką cechą jest ponadto bolesny niedostatek wolnej przestrzeni w tych dziełach (co nie jest niedostatkiem formalnym, tylko jeszcze jednym środkiem wyrazu): bo w sztuce – jak mówił Norwid – „duch jak błyskawica – a chce go ująć gest”, gest na który nigdy dosyć miejsca, który jakby się nie mógł zmieścić w trzech wymiarach, który rozpycha, rozsadza wszystko, co człowieka ogranicza, gniecie, dławi. Ten brak przestrzeni malarz niejako komentuje namiętnością do zbliżeń: potrafi ujrzeć oko w oko fragment postaci i twarzy trochę tak, jak kiedy teleobiektyw ujawnia nam nagle nieprzewidzianą prawdę o człowieku”.

Jacek Woźniakowski,
J. Woźniakowski, Uwagi o sztuce Mariana Czapli (fragmenty), Kraków 1990

Stefan Gierowski

„Marian Czapla zaistniał w malarstwie jako mocna, wyraźna indywidualność, każdy pokaz jego prac potwierdza przekonanie, że znajdujemy się wobec obrazów o takim ładunku emocjonalnym, że ich odrębność i waga przewyższa to co się nazywa dobrym malarstwem i staje się wydarzeniem artystycznym w naszej sztuce. Czy można obiektywnie wyjaśnić na czym polega ta przekonywująca siła działania obrazów Mariana Czapli? Sądzę, że jest to możliwe, bowiem wszystkie opisy i analizy – być może prawidłowo rejestrujące poszczególne elementy dotyczące budowy, struktury, kompozycji i koncepcji obrazu – jednak nie mogą wyrazić sumy, która dopiero jest lub nie jest tym szczególnym przypadkiem ujawniającym, że coś się stało ważnego na zamalowanym płótnie. Mogę natomiast powiedzieć, iż uważam za istotny fakt, że Marian Czapla stoi mocno na ziemi, którą czuje bezbłędnie i zna jej tajemnice rodzenia plonów, że ponownie w jego sztuce odradza się los człowieka związany z tradycjami europejskiej kultury splatającej realizm Greków z chrześcijańską metafizyką.
Jest zdumiewającym jak w jego malarskiej myśli – łączy się wciąż aktywne źródło dziecięcych doznań, uporządkowanych rytmem pór roku życia polskiej wsi z pogranicza Gór Świętokrzyskich z energią i trafnością sformułowań współczesnej sztuki światowej. W tej skali nie jest istotnym sposób malowania i powierzchownym byłoby szukać związku z ekspresjonizmem, bo jest to tylko środek działania wynikający z jego konstrukcji psychicznej – równocześnie emocjonalnej i rzeczowej w najlepszym, pięknym tego słowa znaczeniu chłopskiej, gdzie, nie ma miejsca na głupie żarty, a człowiek jest blisko związany z naturą, z życiem i śmiercią. To też będąc z uznaniem dla trafności wielu rozwiązań formalnych, poczucia materii formy i koloru, które są jakby przypisane Czapli – szczególnie wyraźnie ujawniające się w łączności i przenikania się rysunku i malarstwa, co daje jego obrazom ważny moment malarskiej wiarygodności – bardziej cenię sobie fakt, że potrafi nadać indywidualne piętno malarskie archetypom idei człowieka określającym ciągłość naszej kultury i stale na nowo odradzających się w odkrywczych realizacjach. Czapla będąc zdecydowanie osadzony w polskiej rzeczywistości – mówiąc o niej mówi w sprawach uniwersalnych i potrafi to przekazać w sposób na tyle szczególny, że znajdujemy w jego sztuce prawdę malarskiego, często dramatycznego zderzenia człowieka i jego przestrzeni. Na boku chciałbym podkreślić,że abstrakcyjne pojęcie przestrzeni odgrywa w obrazach Mariana Czapli równie ważną rolę jak postać. Między przestrzenią a człowiekiem rozgrywa się malarski problem dwóch symboli czy znaków, w których możnaby doszukać się chęci wyrażenia jedności przyrody. Ciekawe jak w tym niewątpliwie figuratywnym ekspresyjnym malarstwie przedmiot jest równocześnie symbolem lub znakiem, bo też Czapla stale powraca do odczytywania kondycji człowieka w tajemnicy Boga – człowieka zawartej w Nowym Testamencie. „Misterium Krzyża”, „Ecce Homo”, „Droga Krzyżowa”, „Pieta”, Epitafium „Całun Turyński” to symbole inspirujące Czaplę do wyrażenia losu człowieka, gdyż zawsze w jego malarstwie ludzka materialność jest ośrodkiem wszystkich namiętności i przyczyną metafizycznej ekspresji.
Ponieważ do malarstwa Mariana Czapli mam stosunek bardzo osobisty i emocjonalny, obserwowałem bacznie jego rozwój i cieszyło mnie, że w coraz większym stopniu żył malarstwem i dla malarstwa – co nie zdarza się często. To co tworzył nabierało znaczenia i mocy przekonywania aż wreszcie w końcu lat siedemdziesiątych stał się w pełni osobowością, którą z uznaniem przyjęto jako nową wartość w malarstwie. W latach osiemdziesiątych jego malarstwo nabrało dynamiki i energii w pełni ukształtowanej wizji realizowane z poczuciem własnej drogi, z pewności swoich możliwości i siły w podejmowanych pracach. Cieszy mnie, że Marian Czapla, który mógł przecież w różny sposób realizować swój talent poszedł drogą zgodną ze swoją osobowością i dzięki temu zdobył sobie uznanie, a my ciekawe indywidualne obrazy”.

Stefan Gierowski
S. Gierowski, czapla’91. Malarstwo Marian Czapla, Legnica 1991